Witajcie!
Znowu jestem, po przerwie tym razem bardzo długiej. Ciężko było w szkole przy końcówce semestru - nie powiem, że mało pracy... Więc niestety filc leżał i czekał :(. Ale dziś zmotywowałam się do zaczęcia robienia czegoś nowego :).
Po pierwsze polecam neandertalską metodę barwienia herbatą kawałków tkanin. Nie wiem jak z całymi ubraniami (podejrzewam, że nie najlepiej), ale jeżeli chodzi o skrawki sprawdza się bardzo dobrze i jest oryginalne :). Wygląda fajnie na tkaninach np. w kwiecisty wzór, bo dodaje efektu vintage. Jeżeli chcemy się pobawić w coś takiego to piszę jak ja to robię. Nie wykluczam, że inni mają na to trochę inne metody - gotowanie w garnku, czekanie pół godziny... Ja robię to szybciej i bez skomplikowanej techniki. Do miski dodaję czarną herbatę (2 torebki) oraz kładę do niej materiał. Zalewam wszystko gorącą wodą. Trzymam we wrzątku 5-10 minut i co jakiś czas dociskam torebki łyżeczką. Później wyjmuję materiał, wyciskam go i suszę. Myślę, że czas trzymania zależy od tego, jaki kolor chcemy uzyskać - ciemny czy jasny. Ilość herbaty też będzie inna dla większej ilości materiału, zdajcie się na wyczucie. Efekt: tkanina ma ciekawy kolor oraz... zapach herbaty :D!
Po drugie tylko wam mówię, że posiadam spory kawałek materiału z zasłon i zamierzam coś z tym zrobić :). Już nawet wiem co, tylko jeszcze się za to nie zabrałam. Napiszę coś jak się za to wezmę ;).
I po trzecie - dowód na to, że coś robię. Powycinałam już filc na dwie torebki herbaty ;). Czeka mnie teraz najgorsze, czyli wyszywanie napisu - niezbyt to lubię ;).
Pozdrawiam! <3